Przeprowadzane w ostatnim czasie „reformy” wymiaru sprawiedliwości połączone z zapaścią wydajności sądów sprawiają, że terminy wyznaczania rozpraw zaczynają przypominać długością okres oczekiwania na wizytę u lekarza specjalisty w publicznej służbie zdrowia.
Nowelizacja przepisów nakazująca sądom badanie terminu przedawnienia z urzędu, która w zamierzeniu miała chronić dłużników przed dochodzeniem przedawnionych roszczeń, wcale im się nie przysłuży. Raz, że termin przedawnienia będzie obliczany od końca roku, w którym roszczenie stało się wymagalne, a dwa, że w nowej regulacji pozostawiono furtkę pozwalającą sądowi nie uwzględnić terminu przedawnienia. Sąd zyskał pewne pole manewru i będzie decydować, czy nastąpiło przedawnienie.
Powyższy stan rzeczy powoduje, że wierzyciele, zamiast dochodzić roszczeń na drodze sądowej, skorzystają z usług różnej proweniencji firm windykacyjnych. Wierzyciele, mając utrudnioną drogę sądową, ze zdwojoną siłą będą próbować egzekwować długi na drodze pozasądowej. W tym kontekście trzeba poczynić uwagę, że Wrocław jest zagłębiem firm windykacyjnych, które ustanawiają swoiste standardy w tej branży.
Ostatnimi czasy, na firmamencie objawił się nowy, ostro grający windykator, który nawiązał do niechlubnych tradycji w tej dziedzinie. Mianowicie straszy dłużników, grozi im wizytą w domu lub w miejscu pracy, wyzywa słowami powszechnie zwanymi za obelżywe, wydzwania o różnych porach dnia i nocy, etc. Innymi słowy: wyczerpuje znamiona czynu z art. 107 kodeksu wykroczeń, a może nawet art. 191 kodeksu karnego. Działania w jego imieniu prowadzi anonimowy „Departament Prawny”, który nie potrafi się podpisać z imienia i nazwiska. Strona internetowa tego rekina windykacji nie dostarcza niestety informacji o jego adresie. W ten sposób żaden dłużnik nie przyjdzie z awanturą. Merytoryczna argumentacja w imieniu klienta zostaje skwitowana przez windykatora jednym zdaniem, niewartym cytatu.
Dla osób obeznanych z praktyką działań firm windykacyjnym, powyższy przypadek nie jest z pewnością żadnym novum. Jednakże odnoszę wrażenie, że wskutek niewydolności sądów i niemożności uzyskania wyroku w rozsądnym terminie, sporo wierzycieli zrezygnuje z drogi sądowej i sprzeda dług windykatorowi, który będzie następnie gnębił dłużnika. Oczywistym jest, że nie należy brać w obronę dłużników, którzy z premedytacją nie płacą faktur, jednak praktyka uczy, że częstokroć roszczenia są sporne z różnych powodów, których wyjaśnienie może nastąpić tylko na sali sądowej.
Dlatego widmo kilkuletniego procesu sądowego o zapłatę skutecznie zniechęci wierzycieli do wnoszenia pozwów i tym sposobem może nastąpić odrodzenie branży windykacyjnej. Dodatkowy czynnik w postaci korowodu zmian w przepisach nie pomoże usprawnieniu działalności sądów i pełnomocników. Kolejne nowelizacje procedury cywilnej przypominają zaś mieszanie wody w mętnym stawie, w którym najlepiej odnajdą się rekiny windykacji.