Zrób to sam.

Zainspirowany polityką miasta Wrocławia, które w zeszłym roku postanowiło – pod pretekstem ochrony przed suszą – zaniechać koszenia trawników, postanowiłem zagospodarować część podwórka.

Najpierw stan wyjściowy:

Następnie stan przejściowy:

Pół roku później.

Voila!

W przybliżeniu:

Mercedes wśród ogródków;)
Od lewej: kiełkująca hortensja, tulipan, róża i hiacynty w świetle zachodzącego słońca.
To żółte to mihonia.
Kotu też się podoba.

Cebulki i sadzonki, które wkopałem zeszłej jesieni, kwitną i cieszą oko. Zdołały przetrwać zimę, atak gawronów; zobaczymy czy dadzą radę suszy. Ziemia jest sucha jak piasek. Bez podlewania róża, piwonia, hortensja i krzewy mają niewielką szansę na przetrwanie.

Inicjatywa spotkała się z życzliwym zainteresowaniem sąsiadów oraz podpowiedziami na dalszy ciąg ulepszeń w ramach wspólnoty mieszkaniowej (począwszy od postawienia ławeczki z palet poprzez budowę balkonów i windy;)

Póki co, w planach mam budowę zbiornika do retencji wody z rynny widocznej w tle powyższego zdjęcia. Oby tylko było co zbierać.

Moje skromne poletko jest niejako następcą ogródka działkowego prowadzonego przez mojego Dziadka, który w zeszłym roku po kilkudziesięciu latach zaprzestał uprawy i przekazał mi część sadzonek (tulipany, piwonie, malwy, etc). Mój ogródek stanowi więc kontynuację rodzinnej tradycji.

Tym sposobem poprawił mi się widok z mieszkania. Ogródek spotkał się z zainteresowaniem srok, które chętnie w nim przysiadują oraz dzikch kotów, taranujących czasem płotek. Niewątpliwym plusem jest też pozbycie się samochodów oraz psów, które przestały załatwiać swoje potrzeby pod oknami.

Generalnie polecam. Koszty niewielkie, trochę poświęconej pracy a efekt malowniczy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Po godzinach. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.