Samorządowe Kolegia Odwoławcze (SKO) to instytucja stworzona aby zachować zasadę dwuinstancyjności w postępowania administracyjnych prowadzonych przed organami samorządowymi. Przekładając na język ludzi niebędących prawnikami, jest to „sąd”, do którego można się odwołać od decyzji burmistrza lub prezydenta miasta lub wójta gminy.
Na decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego można wnieść skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA), a od wyroku WSA przysługuje skarga kasacyjna do Naczelnego Sądu Administracyjnego (NSA) w Warszawie.
W istocie zatem od decyzji organu samorządowego można odwoływać się aż 3 razy, co tworzy podwójną dwuinstancyjność. SKO nie jest sądem, zazwyczaj nie przeprowadza rozprawy, decyzję przesyła pocztą i charakterem działanie jest zbliżone bardziej do organu administracji aniżeli do sądu.
Walcząc o sprawiedliwość w słusznej dla nas sprawie możemy natknąć się na niespodziankę. Wyobraźmy sobie sytuację, w której SKO oddala nasze odwołanie od decyzji prezydenta miasta. Wnosimy skargę do sądu administracyjnego, który uwzględnia naszą skargę i już czujemy radość z powodu wygranej, gdy tymczasem…
… skargę kasacyjną od wyroku WSA składa SKO, którą w jego imieniu sporządza i podpisuje jeden z członków będący… Otóż to, będący kim? Na pewno nie stroną w sprawie, lecz organem odwoławczym, który wydał już decyzję w tej sprawie, dla nas negatywną.
Jak to jest możliwe z punktu widzenia praworządności? Nie do pomyślenia byłaby sytuacja, w której Sąd Rejonowy, niezadowolony z uchylenia jego wyroku przez Sąd Okręgowy, składa apelację do Sądu Apelacyjnego.
W praktyce spotkała mnie taka sytuacja i nie byłem z jej powodu zachwycony. Dałem wyraz swoim wątpliwościom w odpowiedzi na skargę kasacyjną, lecz ten nie raczył się ustosunkować do moich zarzutów odnośnie braku uprawnienia SKO do zaskarżania wyroków WSA. Przecież SKO nie jest stroną w sprawie, lecz organem odwoławczym, który powinien bezstronne rozpoznawać sprawę, w której decyzję wydał np. wójt gminy. Jeśli już, to wójt gminy powinien wnosić skargę kasacyjną, a nie organ, który rozpoznawał odwołanie od wydanej przez niego decyzji. Absurdem jest sytuacja w której SKO, uprzednio działające jako rzekomo bezstronny organ odwoławczy, wchodzi w rolę strony i składa w jej imieniu dalszy środek odwoławczy. Dodatkowo osoba, która sporządziła skargę kasacyjną, zasiadała w składzie SKO rozpatrującym odwołanie od decyzji wójta gminy.
Niewątpliwie taki modus operandi nie przysparza zaufania do SKO. Pokutuje opinia, że ta instytucja tylko przyklepuje decyzje samorządowców. Argumentem grubszego kalibru jest stwierdzenie, że sprawuje wymiar sprawiedliwości nie posiadając umocowania w Konstytucji.
Doświadczenie uczy jednak, iż warto się odwoływać, gdyż decyzje są wydawane przez urzędników samorządowych w różnym stopniu obeznanych z prawem i szanse na uchylenie niekorzystnego dla nas rozstrzygnięcia są dosyć duże.