Poniższy wpis znajduje się na pograniczu kategorii zawodowej i „po godzinach” ze względu na tematykę, która w ostatnim czasie stała się niezwykle popularna. Otóż przeżywany renesans kryminału, zarówno w wydaniu powieściowym, jak i filmowo-serialowym. Odrodzenie gatunku zapoczątkowane popularnością dzieł skandynawskich twórców pokroju Stiega Larssona, Henninga Mankella czy Jo Nesbo pozwoliło wtargnąć kryminałom do głównego nurtu i opanować półki w bibliotekach oraz ekrany widzów pragnących emocji, których im w codziennym życiu najwyraźniej brakuje.
Zauważmy, że najwięcej produkcji o tematyce kryminalnej pochodzi z krajów zachodniej i północnej Europy, które należą do najbardziej bezpiecznych rejonów świata. Zostawmy na boku USA, które od dawna eksploatuje przestępcze wątki, ze względu na pewną odrębność kulturową wywołaną historią powstania państwa, Dzikiego Zachodu, etc.
Oddając się lekturze kryminałów odczuwam pewien dysonans wynikający z pracy, w której mam okazję stykać się z czarnymi bohaterami popkultury. Z tej perspektywy banalne będzie stwierdzenie, że powieści mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, pomimo że twórcy silą się na wierne odwzorowanie śledztw. Bazują głównie na relacjach organów ścigania, rzadziej sprawców, a jeszcze rzadziej ofiar. Autorzy lubują się w wymyślaniu motywów zbrodni, zawiłych intrygach, szczegółowych opisach sekcji zwłok i pracy policjantów prowadzących śledztwo i chwała im za to, bo dzięki temu powieść zyskuje na atrakcyjności, lecz zapominają o głębszym tle.
Skoro powieściopisarze starają się nadać swoim dziełom walory autentyczności, to powinni zwrócić uwagę na statystyki, z których wynika, że morderstwo, które jest osią zdecydowanej większości kryminałów, nie należy do często popełnianych przestępstw. Co więcej, sprawca jest zazwyczaj dosyć szybko wykrywany, gdyż pochodzi z kręgu osób znajomych ofiary (rodzina, znajomi, sąsiedzi, etc.). Większość zabójstw to efekt pijackich awantur, nadużycia środków odurzających bądź przemocy domowej, a nie skutek misternie zaplanowanego spisku pradawnego tajnego zakonu reaktywującego się po wiekach uśpienia w celu dokonania zemsty zaplanowanej w Średniowieczu etc. Przeciętny zabójca z pewnością nie stanowi postaci atrakcyjnej dla popkultury i nie kierują nim skomplikowane motywy, lecz tzw. niskie pobudki i cechuje się niezbyt pociągającą fizjonomią oraz nieprzesadne rozbudowanym intelektem, jak przysłowiowy „konkubent w podkoszulku”.
Chętnie przeczytałbym kryminał opisujący działanie wyrafinowanych oszustów (oszustwo to zdecydowanie jedno z najczęściej popełnianych przestępstw w Polsce i zapewne na świecie) lub sprawców innego przestępstwa aniżeli określone w art. 148 kodeksu karnego, który zawiera ponad setkę przestępstw. Dodajmy do tego kodeks wykroczeń oraz kodeks karny skarbowy i mamy szerokie pole do popisu dla autora z wyobraźnią wykraczającą poza sztampowe zabójstwo.
Uczciwie trzeba podkreślić, że wiele kryminałów orbituje wokół bardziej pospolitych przestępstw (pobicie, wymuszenie, handel narkotykami, sutenerstwo itd.) lecz głównym punktem programu musi być trup, a najlepiej kilka, bo prawdziwy zabójca musi być seryjny i musi dać się złapać. Taka jest konwencja gatunku, ale jego przełamanie mogłoby stanowić pewną odmianę.